We need a menstruation leave and you can go and choke on your sexism.

November 08, 2017

There are two topics that I've been thinking about quite a lot lately. And they torture me, since they're preceded by physical pain. At least, the one thing that's going to be talked about today. The second topic will be moved in the next post. I'm going to play a role of a life coach, though I'm rather bad at that. But let's go to the thing that boys are afraid of and the girls wish it'd never existed. Maybe not all, but some part. So there'll be blood.
Są dwa tematy, które ostatnio dość mocno mnie męczą. A męczą mnie dlatego, że poprzedzone są fizycznym bólem. A przynajmniej tak ma ta jedna rzecz, o której dzisiaj będzie mowa. Drugi temat poruszę w następnym poście. Pobawię się tam trochę w życiowego coacha, choć jestem w tym beznadziejna. Ale przejdźmy do tego, co chłopców przeraża, a dziewczynki uziemia w domu. Może nie wszystkie, ale jakąś część. Czyli poleje się krew.

This introduction was so strangely clickbaitish that I cringed, excuse me. :D
The case is quite simple - every month (or more than a month, cause I'm from those cases that have to wait a long time, but I don't mind it at all) I stuff myself with prescription painkillers, just to survive the menstrual period. If I don't carry a sachet, there is a big chance that my body will roll on the floor. Mom once read that if I could, I shouldn't take the drug, because I can get addicted. And that is how, like a fool, I struggled, trying to withstand the pain as long as I could. And after all I ended up taking it anyway. Now I know that as soon as I feel the first cramps, I don't have to wait, but I immediately run for a glass of water.
You probably don't care about my menstruation at all, but you have to go through it to understand the problem. Most of my colleagues don't have any problems when it comes to their period. Their stomach hurts a little bit on the first day and that's it. Some don't even notice that something is going on with their bodies. But there is also the part whom the knees (literally) bend, the cold sweat drains the entire body, and the mind can only think about when another spasm occurs. There are girls who faint and land under the drip. There are also those who weep and pray for these tortures to finally end. It's me, at times when I don't curl, lying on the icy floor in the bathroom. Everything is fine when someone else can take me out of this bathroom and bring to bed so I don't cool down my body too much. Let me sleep and wake up like a newborn. But you know what, menstruation doesn't come when we have a day off and are resting at home.
Ten wstęp był tak dziwnie clickbaitowy, że sama w sobie się zwijam, wybaczcie. :D
Sprawa jest dość prosta - co miesiąc (czy też ponad miesiąc, bo jestem z tych przypadków, które muszą długo czekać, ale wcale mi to nie przeszkadza) faszeruję się lekami przeciwbólowymi, wydawanymi na receptę, tylko po to, żeby móc przetrwać miesiączkę. Jeżeli nie mam przy sobie saszetki, istnieje duże prawdopodobieństwo, że moje zwłoki będą się tarzać po podłodze. Mama gdzieś kiedyś wyczytała, że jeżeli tylko dam radę, nie powinnam zażywać leku, bo mogę się od niego uzależnić. I tym oto sposobem, jak głupia, męczyłam się, starając wytrzymać ból jak najdłużej mogłam. I tak kończyłam zażywając środek. Teraz już wiem, że gdy tylko poczuję pierwsze skurcze, nie mam na co czekać, tylko od razu biegnę po szklankę wody.
Moja miesiączka pewnie nie bardzo was obchodzi, ale musicie przez to przebrnąć, żeby zrozumieć problem. Większość moich koleżanek, nie ma żadnych problemów, jeżeli chodzi o ich okres. Troszkę poboli ich brzuch pierwszego dnia i to tyle. Niektóre nawet nie zauważają, że coś się z ich organizmem dzieje. Ale jest też ta część, której (dosłownie) uginają się kolana, zimny pot oblewa całe ciało, a myśleć potrafi tylko o tym, kiedy pojawi się kolejny skurcz. Są dziewczyny, które mdleją i lądują pod kroplówką. Są też takie, które zapłakane, modlą się, aby te męczarnie w końcu się skończyły. To właśnie ja, w momentach, w których nie zwijam się, leżąc na lodowatej posadce w łazience. Wszystko jest w porządku, kiedy jeszcze ktoś może mnie z tej łazienki wynieść i zanieść do łóżka, żebym nie wychłodziła za bardzo organizmu. Żebym zasnęła i obudziła się jak nowo narodzona. Tylko wiecie co, miesiączka nie przychodzi na zawołanie, kiedy mamy dzień wolny i odpoczywamy w domu.

When I was still in school, every time, knowing that I won't be able to function, I didn't come to class. In high school, I was fortunate enough to got my period in the early hours of the morning so I could tell the teachers that I wasn't going to be there. Of course there were cases when everything started in school. At that time, as a minor (and even an adult, because after all, how grown up woman can get out of classes if she want to) I called my parents to contact the headmaster or teachers that I couldn't continue to attend classes. Imagine that my dad had to pick me up from high school sometimes.
So as you csn see - the case is quite serious. Of course, there were situations where I had no choice and I had to participate in planned activities - like coming to work. At the moment it's good enough that I work with the girls who can perfectly understand me. But despite that fact, during holidays I also worked mostly with girls and the (FEMALE) manager looked worriedly at me, saying that if I could faint, I shouldn't get anything hard to do... then I got a dozen of cartons to unpack at the store.
Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, za każdym razem, wiedząc, że nie będę w stanie funkcjonować, nie przychodziłam na zajęcia. W liceum w większości miałam to szczęście, że okres zaczynał mi się nad ranem, więc od razu mogłam poinformować nauczycieli, że mnie nie będzie. Były też oczywiście przypadki, gdy wszystko zaczynało się w szkole. Wtedy, jako niepełnoletnia (a nawet i pełnoletnia, bo przecież jak to tak dorosły, żeby się sam zwalniał z zajęć) dzwoniłam do rodziców, żeby skontaktowali się z dyrekcją czy też nauczycielami, że nie mogę dalej uczestniczyć w zajęciach. Wyobraźcie sobie, że to tata musiał mnie czasami odbierać z liceum.
Więc jak widzicie - sprawa jest dość poważna. Oczywiście, były takie sytuacje, kiedy nie miałam na nic wpływu i musiałam uczestniczyć w zaplanowanych aktywnościach - jak chociażby przyjść do pracy. Na chwilę obecną jest o tyle dobrze, że pracuję z samymi dziewczynami, które doskonale mnie rozumieją. Ale pomimo tego, że w wakacje też pracowałam głównie wśród dziewczyn, pani kierownik zatroskana popatrzyła na mnie, mówiąc, że skoro mogę zemdleć, nie da mi nic ciężkiego do załatwiania... po czym dostałam kilkanaście kartonów do rozpakowania na sklepie.


What I'm aiming for is an absolute denial of typical equality. Moreover, it'll make my fascination with South Korea even more visible. Why? Because there women can take days off when their period starts.
And I'm going to stubbornly claim that something like this should also come up in Poland. Ha, not only in Poland, but everywhere where women are. So far, countries that respect the unimaginable pain are only East Asian countries. Yes, it's not just Korea, surprised? You may be actually surprised that there is something like "period leave" or "menstrual leave" as well. For me it's not understandable why such a thing wouldn't exist. Isn't it simply an act of respect for fundamental human rights resulting from the proper functioning of the body? Just as women can go on maternity leave, they should also be entitled to at least one free day in a month that is not counted as a holiday or other kind of day off.
Does it make us poor human beings who need a higher, stronger and wiser guy who will defend them in those hard days? No. That means that we're doing great on our own, going to work anyways. But we would be doing better if we didn't have to walk out to work, being as white as a piece of paper, but calmly rested in a comfortable conditions.
I realize that when making such changes, women will be more reluctantly given a job. But I also hope that someone will finally notice the problem, because the problem exists. I don't have aware the girls, who are reading this. You know, it would be much better, knowing that you can stay home, with the thermostat and access to the bathroom at all times, right? And dear men, I would advise you to look at all the women around you. I'm sure many of them are crying because of the terribly painful cramps.
To, do czego zmierzam, to absolutne zaprzeczenie typowemu równouprawnieniu. Co więcej, wyjdzie na wierzch jeszcze bardziej moje zafascynowanie Koreą Południową. Dlaczego? Bo tam kobiety mogą wziąć wolne, gdy zacznie się ich cykl.
I mam zamiar teraz uparcie twierdzić, że coś takiego też powinno pojawić się w Polsce. Ba, nie tylko w Polsce, ale wszędzie, gdzie znajdują się kobiety. Jak na razie, państwa respektujące ból, który bywa niewyobrażalny to tylko kraje Azji Wschodniej. Tak, to nie tylko Korea, zaskoczeni? Pewnie bardziej dziwi was to, że istnieje coś takiego jak "period leave" czy "menstrual leave". Dla mnie niezrozumiałe jest to, dlaczego coś takiego, miałoby nie istnieć. Czy to po prostu nie akt respektowania podstawowych praw człowieka wynikających z poprawnego funkcjonowania ciała? Tak samo, jak kobiety mogą iść na urlop macierzyński, tak samo powinny mieć prawo do chociażby jednego dnia wolnego w miesiącu, który nie będzie liczony do puli dni wolnych do wykorzystania w ramach wakacji czy innego urlopu.
Czy to czyni z nas marne istoty ludzkie, które potrzebują wyższego, silniejszego i mądrzejszego faceta, który obroni je w tych ciężkich dniach? Nie. To znaczy, że radzimy sobie świetnie same, chodząc do pracy mimo wszystko. Ale radziłybyśmy sobie dużo lepiej, gdybyśmy nie musiały chodzić do niej białe jak kartka papieru, a spokojnie odpoczęły w komfortowych warunkach.
Zdaję sobie sprawę z tego, że przy wprowadzeniu takich zmian, kobiety znacznie niechętniej będą zatrudniane. Ale liczę też na to, że jednak ktoś w końcu zwróci uwagę na problem, bo problem istnieje. Dziewczynom, które to czytają, nie muszę tego uświadamiać. Czułybyście się dużo lepiej ze świadomością, że możecie zostać w domu, z termoforem i dostępem do łazienki w każdym momencie, prawda? A wam, drodzy faceci, radzę spojrzeć na te wszystkie kobiety, które was otaczają. Jestem pewna, że niejedna z nich płacze z powodu okropnego bólu brzucha.

No comments:

Powered by Blogger.