Jak to jest z tą króliczą kawiarnią?

July 18, 2022

 


Kiedy po raz pierwszy usłyszałam hasło "królicza kawiarnia", jako królicza mama pomyślałam: "ojej, króliczki". Trochę masło maślane. Dopiero po chwili dotarło do mnie jak bardzo złym pomysłem jest otwieranie miejsca z uszakami, w którym co chwilę ktoś im przeszkadza, ktoś ich dotyka, ktoś czegoś chce. I właśnie z takim nastawieniem szłam odwiedzić te nowo otwarte miejsce w Krakowie.

Musimy wyjaśnić sobie jedno - nie neguję intencji właścicieli. Wiem, że dla zwierzaków chcą jak najlepiej, bo sporadycznie śledzę ich profil na instagramie. Tylko w życiu jest tak, że pomimo naszych najlepszych chęci i starań, nie zawsze dostajemy to, czego chcemy i nie wszystko wychodzi tak, jakbyśmy sobie życzyli.

W mojej krótkiej kawiarnianej historii dotyczącej zwierząt i innych stworzeń, udało mi się odwiedzić dwie kocie kawiarnie (też Kraków), szopią oraz psią kawiarnię (Seul). I z nich wszystkich wizualnie najlepiej prezentuje się królicza kawiarnia. Jest po prostu śliczna. Wszystko w odcieniach różu, mnóstwo królików, neonów, duża i czysta zagroda dla uszaków. Widać, że ktoś się bardzo postarał i wyszło mu to fantastycznie. Od razu pomyślałam, że świetnie byłoby mieć takie studio do nagrywania.
A wracając do kawiarni w Seulu: wydaje mi się, że tutaj możecie obejrzeć sobie nieco szopiej kawiarni, która może i nie była największa i najpiękniejsza, ale całkiem dobrze przemyślana. Z psiej kawiarni też coś mam.

Ok, najpierw przejdźmy przez moje pozytywne zaskoczenia.

Zagroda dla królików jest duża. Wchodząc, dezynfekuje się ręce i dostaje proste informacje dotyczące zachowania wśród uszaków (oczywiście należy się wcześniej zapoznać z regulaminem). Zagroda jest duża, więc super. W momencie, w którym ja odwiedzałam kawiarnię, w króliczej części znajdowały się dwie osoby pilnujące porządku. Tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń, wszyscy ładnie się zachowywali, nie przeszkadzano śpiącym zajęczakom, a pracownicy byli zaangażowani w kontakty z klientem i zwierzakami.

We vlogu z szopiej kawiarni możecie zauważyć, że zwierzęta były dość otyłe. Zapewne przez ilość przysmaków dawanych przez gości. Nawet, jeżeli przechodziły one najpierw przez ręce obsługi, wciąż były kalorycznymi słodkimi bombami. Byłam ciekawa, jak kwestię przysmaków dla każdego odwiedzającego zagrodę rozwiąże królicza kawiarnia. I rozwiązała całkiem mądrze. Wchodząc do uszaków dostaje się kubeczek, w którym większość zawartości to zwykłe sianko i kawałeczek świeżej zieleninki. Zero niezdrowych i tuczących kalorii, i przysmaków, za które króliki mogłby zabić.
Cena wstępu do uszaków to niecałe 20zł. Czy to dużo? Wydaje mi się, że nie. Zwłaszcza, że to nie jest miejsce, do którego idzie się każdego dnia na kawę, tylko atrakcja odwiedzana jeden, może dwa razy. A prowadzenie lokalu kosztuje. Leczenie i utrzymanie królików kosztuje. Więc uważam, że to bardzo w porządku cena.

Skoro już wyjaśniliśmy sobie, że lokal jest śliczny, a króliki zadbane i nie mam się do czego przyczepić, to przejdźmy do części kawiarnianej, bo tutaj sytuacja ma się zupełnie inaczej. I jak zaznaczyłam - wiem, że jest to miejsce, które odwiedza się jednorazowo, i część kawiarniana dla wielu osób może nie mieć żadnego znaczenia, bo najważniejsze jest, żeby wejść do królików i je pogłaskać. Ale królicza kawiarnia składa się z dwóch członów i nie powinno się żadnego traktować po macoszemu.

Koleżanka poprosiła, żebym swoje doświadczenie opisała jednym słowem. Wybrałam zgiełk. Zastanawiałam się jeszcze nad burdelem, ale byłoby to przesadą.
Wchodząc do kawiarni, chciałabym się poczuć jak w kawiarni, nie jak w szkolnej stołówce. A w tym miejscu jednak panuje atmosfera drugiego. Pomimo obecności trzech osób za ladą, klienci sami organizują się w kolejki na ograniczonej przestrzeni (robiąc zgiełk przy kasie i wyjściu/wejściu) i polują na brudny stolik. Brudny, bo obsługa chyba nie nadąża i nie kontroluje samowolnych polowań klientów. Niby w kawiarni działa także samoobsługa w sprawie odnoszenia naczyń, ale oznaczenie jest tak mało widoczne, że gdyby nie mój chłopak, nie zorientowałabym się, że gdzieś tam wisi jakaś karteczka. Ale nawet jak się te naczynia odniesie, to nikt tych stolików nie przeciera, nie sprawdza czy wszystko jest ok. A przynajmniej ja miałam takie doświadczenie w środku tygodnia, godzinę po otwarciu. ;)

Mam też zastrzeżenia co do odbierania zamówień. Menu, choć bardzo przystępne cenowo, jest ograniczone. Co jest zrozumiałe i jest ok. Ale w takiej sytuacji to normalne, że większość zamówień będzie się powtarzać. Skąd więc wiadomo, że wołane latte to wasze latte? Niby nikomu korona z głowy nie spadnie, jeżeli zaczeka trzy latte na swoje latte, ale fajnie byłoby wprowadzić zamówienia przy stolikach, albo chociaż pomyśleć o wydawaniu numerków czy od razu podawaniu zamawianych rzeczy. Może ogólnie o organizacji.

Ostatnią kwestią jest hałas. Słyszałam, że pomiędzy częścią kawiarnianą a królikami ma zostać wstawiona szyba. Będąc na miejscu nie do końca zwracałam uwagę na ten hałas. Uderzył mnie on dopiero podczas montowania vloga. W lokalu jest po prostu głośno i o ile chciwym futrzaków klientom może to nie przeszkadzać, tak samym futrzakom wręcz przeciwnie.

Wszystkie moje niepokoje związane z funkcjonowaniem króliczej kawiarni, którymi dzieliłam się na instagramie, okazały się (całe szczęście!) niepotrzebne. I serio mnie to cieszy, bo fajnie jest mieć interesujące miejsca w swoim mieście. Króliki są zadbane, nie są rozpieszczane przekąskami, mają mnóstwo kątów dla siebie, gdzie nikt im nie przeszkadza i jak chcą spać to mogą spać. I sama się sobie dziwię, że muszę się przyczepić do tej części, do której nigdy nie planowałam.


Jeżeli chcecie zobaczyć krótki vlog z naszej wizyty w króliczej kawiarni, jest od dostępny na moim patronite. Zostając patronem (na ostatnim progu) odblokujecie też oczywiście dostęp do wszystkich innych filmów. W większości ASMR, ale już pewnie wiecie, że właśnie tym się głównie zajmuję. ;)
Buziaki!

No comments:

Powered by Blogger.