Review: Lovely, K'Lips - gdyby Kylie żyła w Polsce.

January 18, 2017

W sierpniu przygotowałam dla was wpis o podróbkach płynnych pomadek Kylie Jenner, które można dostać na Aliexpress (link). Na końcu napisałam tam, że nie będę ich używać chyba, że będą pasować do jakiegoś konkretnego projektu. Prawda jest taka, że zupełnie o nich zapomniałam, wyleciałam do Anglii, a jak wróciłam i zobaczyłam, że wciąż na mnie czekają, wyrzuciłam je do kosza. Przez chwilę myślałam, że naprawdę mogłyby być użyteczne, w końcu wydałam na nie aż 15zł, szkoda to tak zmarnować! Wszyscy jednak wiemy, że są one z Chin i nie wiadomo, co jest w środku. To takie rzeczy, o których się wie, ale się o nich nie myśli. I właściwie oczy otworzył mi dopiero ten wpis (klik), na który serdecznie zapraszam, bo dziewczyny są kochane i zabawne. To tyle z wstępu nr. 1, czas na wstęp nr. 2. 


Jak już wszyscy wiemy, przez 3 miesiące nie było mnie w Polsce. W tym czasie żyłam w jakimś ciemnogrodzie i żadne informacje do mnie nie docierały. Nic dziwnego, że o K'lips dowiedziałam się dopiero dwa tygodnie temu od siostry przyjaciółki. Przez chwilę byłam naprawdę podekscytowana, bo to przecież wygląda jak Kylie, kosztuje zaledwie 20zł i dostępne jest w Rossmannie! Napisałam do Quinnie z pytaniem, czy słyszała już może o tej niesamowitej nowości. Ona mnie zgasiła, odpowiadając, że to przecież stara sprawa i one zawsze są wyprzedane. Tak.
Tydzień temu w końcu zdecydowałam się na wyjazd do większej wsi obok mojej wsi, w której Rossmann jest, żeby zaopatrzyć się we wszystko, co może mi być potrzebne w moim zagranicznym ciemnogrodzie, do którego wybieram się ponownie za dwa tygodnie. Los chciał, że czekały tam na mnie zestawy K'lips. Co prawda nie wszystkie, bo no.4, czyli Neutral Beauty obecny był tylko w postaci testera. Pomaziałam sobie całą dłoń, zaczekałam aż pomadki wyschną i zdecydowałam się na no.2, który wydawał się kolorem, który najczęściej mogłabym nosić.


Trochę irytujące jest to, że zestaw jest bardzo jawnie wzorowany na pomadkach Kylie. I pudełka i nazwa. Nie wiem, jak z kolorami, ale osobiście już w tym momencie byłabym zdenerwowana, gdyby inna firma kopiowała mój produkt. Czy już na wszystkie matowe płynne pomadki będziemy wołać "kylie"? KJ-lip kits? Może po prostu wprowadźmy nazwę klipsticks? Kkits? O, K'Lips? To trochę czepianie się, bo jednak te zestawy są tak popularne właśnie dlatego, że mają być naszą "polską Kylie".
Pierwsze wrażenie miałam bardzo pozytywne. Pudełka są ładnie wykonane i zabezpieczone naklejką. W środku, w plastikowym opakowaniu znajduje się konturówka i pomadka. Obie zdatne do użytkowania przez 12 miesięcy po otwarciu. Trochę zawiódł mnie fakt, że nigdzie na opakowaniach nie mogłam znaleźć składu produktów. Jest on dostępny w internecie.

Nie miałam wygórowanych oczekiwań. Przyznajmy, że 20zł to nie dużo, więc liczyłam na to, że pomadka będzie jako-tako wyglądać, nie będzie za bardzo irytująca na ustach i może chwilę na nich wytrzyma. Zdziwiłam się.

Zacznę od konturówki. 

Jest ona naprawdę miękka i przyjemnie się jej używa. Ma prawie identyczny kolor z płynną pomadką, przez co trochę ją widać. Ale zawsze można z niej zrezygnować. Nie wiem jednak, czy warto, bo jak twierdzi znajoma, która mi o tych produktach powiedziała - konturówka "makes me want to check out more of this brand's lip liners,  bo są naprawdę spoko". Doceńmy więc ten produkt i opinię znajomej. :D

Jeżeli chodzi o pomadkę:

Ma bardzo przyjemną konsystencję, którą nakłada się bez problemu. Szybko zastyga na całkowity mat. Jestem naprawdę pod wrażeniem, bo w stanie nienaruszonym utrzymuje się 5-6 godzin. Nie miałam też problemów ze ścieraniem się czy prześwitami, mimo że w czasie jej noszenia jadłam dwa posiłki i dużo piłam. Nawet, jeżeli w jakiś sposób się zmaże, zawsze można to poprawić i nie ma żadnego problemu. Nie zauważyłam wysuszania ust. Ogólnie, jest naprawdę dobra!                               Pod spodem zamieszczam swoje swatche zrobione przy świetle dziennym, a następnie swatche przysłane przez tę moją znajomą, którą wspominam już tutaj trzeci raz. :D Nie rozwiązałyśmy jeszcze tajemnicy, dlaczego jej no.2 Pinky Poison, czyli kolor, o którym piszę wam od samego początku jest tak różny od mojego. Zdjęcie robiła przy tym samym świetle co ja, różnicą jest tylko położenie geograficzne. Czy to możliwe, że w Krakowie przez krakowski smog, szminki wyglądają na bardziej różowe?




Mimo, że nie preferuję matowych ust w swoim makijażu, nie mogę wam nie polecić tego produktu. Jest tani, dobrze napigmentowany i trwały. Co więcej, dostępny jest na wyciągnięcie ręki (o ile faktycznie nie jest wszędzie wyprzedany). Możecie podążać za modą, a ja może okazyjnie będę udawać, że też to robię, rezygnując z moich gradientowych ust. :)

No comments:

Powered by Blogger.